Nadszedł ten dzień, przez
niektórych uwielbiany, przez innych znienawidzony, ale mało dla kogo obojętny. Nigdy jakoś nie szalałam za tym świętem, w
szkole miało dla mnie miły nastrój i zawsze dostało się kilka kartek przez
szkolną pocztę walentynkową, więc nigdy nie narzekałam. W swoich związkach tego
dnia nigdy specjalnie nie obchodziłam, choć czasem była to specjalna okazja
żeby po prostu napić się wieczorem wina, mimo picia go co drugi dzień bez
okazji to jakoś tak z jakiejkolwiek okazji jest inaczej. Z wyjściem na miasto
jest już gorzej, bo trudno o miejsce, a i żaden to romantyzm, więc lepiej
przełożyć sobie to na inny moment. Po prostu bez spiny.
Ale od jakiegoś czasu pojawia się
w internecie masa hejtu na walentynki. Wszędzie znajdziemy banalne formułki, że „kochać
to trzeba przez cały rok, a nie tylko w jeden dzień” – no niestety, ale kiedyś to właśnie o to chodziło, żeby miłość na ten jeden dzień znaleźć, ale o tym
później.
Od kilku lat mamy modę na powrót
do korzeni, cenimy wszystko co naturalne, nasze, słowiańskie, rodzime. I to
jest jedna z tych mód, które według mnie mają wielką wartość, bo naprawdę to
już ostatnie chwile, żeby jeszcze czegoś od starszych pokoleń zaczerpnąć. A i
ważne, by przekazywać dalej i nie dawać się zdominować przez inne wpływy. I
właśnie przez to, że ludzie zaczęli być bardziej świadomi dawnych zwyczajów zaczynają
buntować się przeciwko tym z zachodu, bo przecież my mamy swoje święto miłości, kupalnockę i to jest dokładnie to samo święto, co te głupie walentynki, tylko,
że w czerwcu i w lesie, więc jest lepsze. I dlaczego mielibyśmy obchodzić święto miłości w lutym,
jak przecież w czerwcu jest ciepło i w ogóle kwiat paproci trzeba znaleźć.
Tak, w skrócie można się z tym
zgodzić, ale jeśli ktoś choć trochę zna temat, to porównywanie walentynek i kupały powinno być bardziej
złożone. Pierwotnie te święta, były nawet trochę do siebie podobne, polegały na
czczeniu płodności i dobraniu się w pary na jedną noc. Nie miało to dużego
związku z miłością tą prawdziwą, oddaną, wieczną. Z czasem zaczęło się to
zmieniać.
Walentynki wywodzą się już ze
starożytności. W Rzymie obchodzono Święto Płodności i podobno losowano sobie
wybrankę, właśnie na ten jeden dzień. Była to zabawa i świętowanie zupełnie
inne niż obecnie. I nie było zarezerwowane dla par, a współczesny dzień
zakochanych nie ma bezpośredniego z tym związku, trochę mitologicnie na przykład przez Kupidyna. Patronem tego dnia jest święty
Walenty, który był w starożytnym Rzymie duchownym udzielającym potajemnie
ślubów, wbrew zakazowi cesarza uważającego, że najlepszymi legionistami są ci
bez rodzin. Jest też patronem chorych umysłowo i epileptyków, dlatego w Polsce rozpowszechnił
się też taki jego kult. To wszystko jakoś zostało połączone i przeobraziło się w obraz obecnych walentynek, które polegają na
wysyłaniu sobie kartek, listów miłosnych, dawaniu sobie prezentów czy
zapraszaniu do restauracji. Więc teraz zwyczaje walentynkowe bardzo się zneutralizowały i to po prostu miły
dzień.
Natomiast z kopalnocką, czy sobótką jest trochę inaczej, ponieważ tutaj już sama data ma wielkie znaczenie
i nie jest tylko historyczną wzmianką, czy sztucznie ustalonym dniem. Obchodzi się ją w najkrótszą noc w roku,
która miała dawniej znaczenie nie tylko symboliczne. Dawniej wszystko kręciło
się wokół natury, pór roku, było ważne ze względu na plony, a wierzono też w
siły natury i słońce wyznaczało cykl roczny. Sobótka to nie tylko święto miłości,
ale przede wszystkim ognia i wody, słońca
i księżyca, urodzaju i płodności. Tej nocy palono zioła w ognisku, by oczyścić
się i uchronić przed chorobami i złymi mocami, odbywały się różne zabawy i
tańce, „losowano” dziewczyny wyławiając wianki z wody, podobnie jak w
starożytnym Rzymie, nierzadko zdarzały się tego dnia orgie, ponieważ był to
dzień wolnej miłości. A pretekstem do wolnej miłości było poszukiwanie kwiatu
paproci w lesie. Kupała to te dzień, od którego można było zacząć kąpać się
w rzekach i jeziorach po zimie. Wcześniej groziło to śmiercią, wciągnięciem
przez topielice, utopce i wodnice.
Z kupałą jest tak, że kościół zaingerował
w to święto i z czasem zaczęło zanikać, dlatego jego tradycje, o jakich możemy się dowiedzieć pozostały
niezmienione. Walentynki przeszły transformację i upowszechniły się. Dzisiejsza
wojna pomiędzy zwolennikami walentynek, a słowiańskim świętem jest według mnie trochę
nielogiczna, ponieważ biorąc pod uwagę historię, było to pod niektórymi
względami podobne święto, a porównując obecne walentynki do kupalnocki kompletnie mija się to z celem. Nie możemy porównywać święta, w czasie którego
dajemy sobie czerwone serduszka z pluszu, ze świętem ognia i wody oraz wolnej miłości. Możemy nie
obchodzić jednego z nich, żadnego lub obchodzić oba, ale nie stawiajmy ich na
jednym poziomie, nie porównujmy jak masła do margaryny, bo przeznaczenie tych
świąt różni się od siebie i nie służy do tego samego, jak te smarowidła do
chleba. Ktoś, kto jest wierny korzennym tradycjom i zestawia walentynki z sobótką, nawet wybierając to drugie, bardzo spłaszcza ich znaczenia i odbiera im sens.
Walentynki w obecnej formie są świętem bardzo
neutralnym, więc dajmy mu spokój, nie zrównujmy go z naszym, słowiańskim
świętem, ale za to najkrótszą noc w roku przeżyjmy choć trochę tradycyjnie, a nie tylko
pisząc o tym w internecie i wywyższając ponad inne. I nie oszukujmy się, w
dzisiejszych czasach, kiedy niektórzy nawet nie mają sezonowych ubrań i nie
potrafią dopilnować kwiatka w doniczce, żeby nie usechł, wątpię, żeby skupiali
się na cyklu rocznym, słońcu i modlili do bogów o urodzaj. A i orgie przy ognisku to nie zabawa dla każdego.
świetny post!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie w wolnej chwili,
Miłego dnia, xx Bambi
Fajny tekst Ola, dzięki <3
OdpowiedzUsuń