piątek, 16 lutego 2018

z całym dobrodziejstwem inwentarza - przepis na idealny związek

"Łoj daliście mnie dali za takiego woła,Ani jo z nim do ludzi ani do kościoła"*  

Podobno jeśli kogoś naprawdę się kocha, to pozwala się mu na to by był taki, jaki jest. Ale sprawa się komplikuje, kiedy uświadomimy sobie, że to ma działać w dwie strony. I jak tu każdemu dogodzić? Mamy tendencję do tego, żeby starać się zmieniać innych, wytykać im wady, a przecież ideałów nie ma i w każdym będzie nas coś wkurzać. I jak to ogarnąć, niby akceptować, a z drugiej strony, mamy się tak męczyć całe życie, bo ludzie się nie zmieniają? No właśnie, o to w tym wszystkim chodzi, żeby umieć oddzielić rzeczy ważne od ważniejszych. Żeby uświadomić sobie, które wady decydują o trwałości związku, które o jego jakości, które da się zmienić, które zaakceptować, a które całkowicie wykluczają bycie razem.

To normalne, że ludzie się czasem kłócą i nie zgadzają ze sobą. Bo łącząc dwie zupełnie inne osoby, pochodące z innych środowisk, mające inną przeszłość, inne charaktery, różne poglądy i pasje, nie ma możliwości, żeby czasem się nie ścierać. Ale kluczowe tutaj jest to "czasem".

W kłótniach ważne są jeszcze dwie rzeczy: powód i konsekwencje.

Każde z nas jest inne i każde z nas wie, na czym mu zależy. Jeśli kłócimy się o pierdoły, takie jak to, kto wyniesie śmieci, posprząta kuwetę albo wybierze film na wieczór, to są rzeczy zazwyczaj mało ważne i jeśli mamy wspólne cele i plany w życiu, chcemy zbudować dom w górach, mieć pięcioro dzieci, nie pracować na etacie, to te drobne niezgodności zanikają. Można je wypracować lub zaakceptować. Ważne, że patrzymy w tym samym kierunku i zgadzamy się ze sobą w poważnych kwestiach. Gorzej, kiedy kłótnie dotyczą naszych planów na przyszłość. Ty chcesz pracować na etacie w korpo w wielkim mieście, robić karierę, a on pragnie być freelancerem żyjącym na odludziu, on chce mieć dużo dzieci, a ty nawet kota nie tolerujesz. I robi się jeszcze gorzej, kiedy w takim związku nie kłocimy się o pierdoły, bo wydaje nam się wtedy, że jesteśmy całkiem zgodną parą i tak rok po roku zaczynamy się rozjeżdżać, bo nie mamy fundamentów, ale podtrzymujemy to względną zgodnością na co dzień. A może z czasem obojętnością? To prędzej, czy później p......nie. Trzeba się tylko modlić o prędzej.

Każda kłótnia się musi kiedyś skończyć. Ale jak? Cichymi dniami, dojściem do porozumienia, obietnicą, zmianą, a może zerwaniem? Jeśli choć raz przyjdzie do głowy w trakcie kłótni opcja zerwania, to nie ma się co w to pakować dalej. To znaczy pakować się można, ale po to, żeby czym prędzej uciekać. Takie opcje będą pojawiały się częściej i częściej, i ja kompletnie nie rozumiem tkwienia w czymś takim. Nie rozumiem, jak może przyjść do głowy zerwanie z kimś, z kim chcemy być, albo bycie z kimś jeśli pojawiła się myśl o zerwaniu. To prędzej czy później musi sie rozpaść. Oby prędzej. Dobrze jest, kiedy kłótnia oczyszcza atmosferę, daje nowe spojrzenie na sprawę i pozwala poznać oraz docenić poglądy partnera. Dzięki takim sytuacjom poznajemy się nawzajem.

Wracając do początku, powinniśmy akceptować ukochanego, jakim jest. I sama kiedyś usłyszałam od kogoś, że jeśli mielibyśmy wrócić, to on by bardzo chciał, ale nie da rady sie zmienić i żeby zacząć od nowa musiałabym zaakceptować go z całym dobrodziejstwem inwentarza. W sumie bardzo odpowiedzialne i świadome stwierdzenie, ale oczywiście nie skorzystałam, bo to o to dobrodziejstwo inwentarza mi chodziło i już wtedy wyznawałam zasadę, że ludzie się nie zmieniają, a jak się zmieniają to na pewno nie na takich, jakich byśmy chcieli. I od tamtej pory wyznaję też zasadę, że powrotów nie ma. Jak raz zdecydujesz się z kimś rozstać, to czemu kolejny razem miałoby być inaczej? Szkoda życia.

Kiedyś miałam wrażenie, że związek to związek, a pasje, rozrywki i szleństwa to tylko ze znajomymi, bo jak to tak wygłupiać się przy swoim facecie, przecież on nie lubi tych klimatów, a ja też nie czułabym się dobrze i swobodnie przy nim. Teraz mi wstyd, bo myliłam się bardzo. W prawdziwym związku jest wręcz przeciwnie! Możesz wyjść z nim i swoja ekipą, z jego ekipą, we dwójkę, na imprezę, wygłupiać się, jechać na wakacje czy siedzieć cały weekend w domu i jest super. Kiedy wiesz, że zostając na świecie tylko we dwoje po apokalipsie, mielibyście niezłą zabawę i nie nudzili się ze sobą ani przez chwilę, to właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Kiedy czujesz, że rozwijasz swoje pasje i masz ogromne wsparcie, nawet jeśli interesujesz się białym śpiewem, albo jesteś makijażystką i on nie ma o tym pojecia, to przynajmniej pomoże ci zrobić nagrania, zdjęcia, porozmawia, zrobi stronę intrnetową i pomoże wystawić faktury. Ale nie można zapomnieć, że to ma działać w dwie strony i nawet jeśli kompletnie nie znasz się na pasji chłopaka, to pokaż zainteresowanie, popytaj chociaż. To co ważne dla jednego z was, powinno być też ważne dla drugiego.

Niby mówi się, że kobieta po zerwaniu zaczyna nagle nowe życie i zaczyna wiele osiągać. A spójrzcie na kobietę, która ma wsparcie w mężu. To dopiero jest petarda. Jest w stanie zrobić dwa razy więcej, bo wie, że to co robi ma sens, bo ciągle jej to powtarza i pomaga. Jeśli partner choć raz za twoje pasje cię wyśmieje, zignoruje je lub powie, że to głupota i szkoda mu czasu na pomaganie ci w tym - uciekaj, nie masz tu czego szukać, po co ci być z kimś takim. Nie akceptując pasji - nie akceptuje też ciebie.

I to od razu po parach widać. Dają sobie wzajemnie energię do działania i jeszcze dzielą się nią wokoło. Mają swój własny świat, do którego nie wpuszczą nikogo, ale jednocześnie nie zamykają się i wychodzą z niego do innych, żeby przekazać trochę swojej energii.

I wyobraź sobie, że jesteś z tą osobą, z którą spełniasz swoje marzenia z dawnych lat. Te snute przez całe życie plany teraz się ziszczają. Nie musisz ich odkładać, rezygnować, a jedynie skonsultować z drugą osobą i przejść do realizacji. Czasem trzeba będzie je lekko zmodyfikować albo odłożyć na później, ale wiesz, że spełnia się to wszystko z kimś i jest tak mocno wasze. Kompromisy to duża część relacji, ale ważne, czy jesteś w stanie je zaakceptować, czy wiesz, że za jakiś czas będziesz czuć, że jednak czegoś nie zrobiłaś, że brakuje ci tego, że to nie twoje miejsce i nie twój wybór, to raczej się to samo nie zmieni. Jeśli czujesz niespełnienie i wiesz, że będziesz żałować, czegoś, czego nie możesz zrobić właśnie przez związek, to wiesz co lepiej zrobić. Uciekać. Naprawdę nie musisz rezygnować z siebie, żeby z kimś być. Spełnianie się w parze jest lepsze niż w pojedynkę.

A co jest najgorsze w związkach, które nie wyszły? To, że zazwyczaj za późno się one kończą. Liczymy na to, że ktoś lub coś się zmieni i czekamy, czekamy, i co? I nic. 

A przepis na idealny związek? To zaakceptować partnera z całym jego dobrodziejstwem inwentarza i być jednocześnie szczęśliwym. Da się.



*ludowa pieśń obyczajowa z Dwikóz, świętokrzyskie, zbiór własny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bój się smutku, on daje równowagę.

Taki to teraz trochę dziwny czas mamy. Z jednej strony dużo spokoju, czasu z bliskimi, ze sobą, a z drugiej jakiś wewnętrzny niepokój...