niedziela, 29 kwietnia 2018

najstarszy budynek w Nowym Jorku, o którym mało kto wie


Nowy Jork w czasie dłuższego pobytu trochę mnie przytłacza. Nie przepadam za życiem w wielkich miastach, z tej wyprawy czerpię dużo doświadczenia, ale czasami mam już dość tej betonowej dżungli, tłumów, tej samej architektury i hałasu. Na szczęście wystarczy wyjechać niecałą godzinę za Manhattan i już można zobaczyć inny świat, ale żeby chociaż na chwilę poczuć się, jak na wsi, jak na europejskiej wsi wystarczy wybrać się na Ridgewood do domu "The Vander Ende-Onderdonk House". Można tam choć przez moment zaznać niesamowitego spokoju, porozmawiać z interesującymi ludźmi lub po prostu posiedzieć w ogrodzie z kurami (tak!, kury w NYC!) i kotkiem. 


Jak pewnie większość w Was wie, Nowy Jork, a raczej Nowy Amsterdam (bo taka była jego pierwsza nazwa), został założony przez Holendrów. Pierwsze zabudowania Nowego Jorku powstały na Manhattanie, na obecnym Downtown, gdzie Holendrzy mieli swój port, a przez miasto przepływał nawet kanał, którym przemieszczali się, jak w swoich holenderskich miastach. Jednak obecny Nowy Jork, to nie tylko Manhattan, ale i cała okolica, w której dawniej żyło mnóstwo farmerów, była to głównie dzisiejsza dzielnica Queens. Wiele osób zapomina o innych częściach miasta i kiedy przyjeżdża turystycznie 90% czasu spędza na Manhattanie, a reszta to dojazd z lotniska i może Brooklyn. Przy dłuższym pobycie naprawdę warto odwiedzić inne dzielnice. 


Czytając o historii Queensu, natrafiłam na informacje o najstarszym budynku w Nowym Jorku, farmerskim, holenderskim domu pochodzącym z 1709 roku. Dom znajduje się na skrzyżowaniu Onderdonk Ave i Flushing Ave, a jego otoczenie sprawia, że kompletnie się go tam nie spodziewamy. Dookoła jest pełno magazynów i fabryk, i nie da się go nie zauważyć. 



Historia tego domu jest bardzo interesująca. Jego nazwa pochodzi od najdłużej mieszkających w nim właścicieli Vander Ende i Onderdonk. Vander Ende zbudował go z kamienia, cegły i drewna, jeszcze wcześniej stał tam drewniany dom należący do złotnika Hendrika Barentsz'a. Rodzina Vander Ende miała wiele dzieci i służących pomagających przy uprawie ziemi, wśród służby było także kilku czarnoskórych niewolników. Później długo mieszkałam w nim rodzina Onderdonk.


Po opuszczeniu domu przez ostatniego przedstawiciela rodziny Onderdonk, jego kolejni właściciele prowadzili tam rozmaite działalności. Był tam zakład szklarski, później stajnia należąca do służby, melina alkoholowa, biuro gospodarstwa szklarniowego, a w najbliższym nam czasie fabryka części zamiennych dla programu kosmicznego Apollo!


Niestety dom roku 1975 uległ niemalże całkowitemu zniszczeniu podczas pożaru. Zachowały się tylko kamienne i ceglane elementy, drewniane zostały odbudowane.


Obecnie w budynku znajduje się małe muzeum, można w nim zobaczyć stary wystrój mieszkań, meble, narzędzia, dekoracje. Poza tym znajduje się tam kilka znalezisk archeologicznych takich jak wyroby ceramiczne, gliniane fajki, przedmioty metalowe i skórzane. W muzeum znajduje się także wiele map przedstawiających dawny Nowy Jork i opisów historycznych.








Najbardziej w tym miejscu urzekła mnie atmosfera i pracujący tam ludzie, z którymi można było porozmawiać o historii miasta i ogólnie o życiu. I oczywiście zapach starego drewna, jak w skansenie. Ten zapach przeniósł nas na moment z zatłoczonego, betonowego Nowego Jorku do polskiej, sielankowej wsi. Nie holenderskiej, bo takiej nie znamy. Ale zapach drewna w starym domu widocznie wszędzie jest taki sam. W czasie naszego około godzinnego zwiedzania zdążyliśmy naprawdę odpocząć, zrelaksować się i nabrać sił na dalsze eksplorowanie Nowego Jorku. 



Za domem znajduje się piękny, duży ogród. Jedna jego część wygląda jak w ogrodzie botanicznym, jedna jak sad przy wiejskim domu, ze stołami jak na wiejskim festynie, a z tyłu rozciąga się ogromny trawnik. Szkoda, że do zwiedzania udostępniony jest tylko w weekendy i w środy, bo można by było się tam relaksować codziennie. Jeśli ktoś z Was byłby zainteresowany zwiedzeniem tego miejsca, zapraszam na stronę internetową, gdzie są szczegółowe informacje. Ja szczerze polecam, może nie tym, co do NYC przyjechali na tydzień, ale tym, co dłużej tu są i chcą odpocząć od zgiełku - na pewno!

Kurki za domem, to chyba bardzo rzadki widok w NYC!

Angielski półmisek porcelanowy z XIX wieku, znaleziony podczas wykopalisk wokół domu.

Cegły do budowy domu zostały przywiezione z Holandii!

Dajcie znać, jeśli też znacie jakieś ciekawe i mało znane miejsca w NYC, chętnie je odwiedzę. 

1 komentarz:

  1. uwielbiam takie klimatyczne miejsca!


    Zapraszam do siebie w wolnej chwili.
    Miłego dnia, xx Bambi

    OdpowiedzUsuń

Nie bój się smutku, on daje równowagę.

Taki to teraz trochę dziwny czas mamy. Z jednej strony dużo spokoju, czasu z bliskimi, ze sobą, a z drugiej jakiś wewnętrzny niepokój...