środa, 11 kwietnia 2018

przed ślubem nie odwiedzę żadnego salonu ślubnego



Nadszedł ten czas, w którym i ja powoli przygotowuję się do swojego ślubu i wesela. Niezwykle ważne wydarzenie dla wielu z nas, dla mnie liczy się o wiele mniej, niż sobie to dawniej wyobrażałam. Mam na myśli oczywiście wesele, a nie ślub. Myślałam kiedyś, że będę to przeżywać, stresować się, wszystko dokładnie szykować, rozmyślać i tylko to mieć w głowie. A tutaj wszystko dzieje się tak normalnie, spokojnie, większe znaczenie ma dla mnie sam ślub niż cała ta otoczka. Jednak zawsze o weselu marzyłam i nie chciałabym całkowicie z niego zrezygnować. 



Wydaje mi się, że jeśli naprawdę kogoś kochamy i jesteśmy zdecydowani z tą osobą spędzić resztę życia, nie przywiązujemy aż takiej wagi do wszystkich tych pierdół związanych z organizacją wesela. Zależy nam na tym, żeby goście dobrze się bawili, smacznie zjedli i żeby nie brakło wódki, a cała ta otoczka jakoś sama, na spokojnie się ułoży i nie trzeba kilkanaście miesięcy przed już biegać w stresie i szukać pierdyliarda niepotrzebnych rzeczy, żeby ten dzień ubogacić. Najlepiej byłoby zostawić gości i delikatnie się ulotnić, nie psując im zabawy.



Myślę też, że u mnie tak to wygląda, bo od dawna wiedziałam czego chcę w związku z tym dniem. Żyję już troszkę na tym świecie i zdążyłam w tym czasie siebie poznać. Zdążyłam też zdobyć doświadczenie w organizowaniu wydarzeń artystycznych i festiwali, co z pewnością sprawia, że jestem w stanie przewidzieć, co może mnie zaskoczyć, ale też wiedzieć na co zwrócić szczególną uwagę, a na co po prostu szkoda czasu, nerwów, czy zwyczajnie pieniędzy. 

Podstawową zasadą do tego, żeby wesele nie było dla nas przerażającym wyzwaniem, a przyjemnością i fajną zabawą, po prostu jest poznanie siebie. Jeśli szukasz gotowego pomysłu, a nie samej inspiracji, bo nie masz pojęcia czego chcesz, to znaczy, że kompletnie siebie nie znasz. Myślę, że to trochę, a nawet bardzo niebezpieczne, bo jak wyobrażasz sobie podejmowanie innych decyzji? Nie wiesz czego chcesz, a to znaczy też, że nie znasz siebie na tyle, żeby wiązać się z kimś na całe życie. Wbrew pozorom to takie proste, a łatwo się zgubić. 

Zauważyłam, że bardzo często przyszłe panny młode w salonach ślubnych i w internecie nie szukają inspiracji, a gotowego wzoru, idąc do salonu czekają na gotowe rady, albo chcą suknię taką samą, jaką widziały na wystawie, nie zważając na swoja figurę i typ urody. I zazwyczaj kończy się to kompletnym niezdecydowaniem i podejmowaniem decyzji bez przekonania, i bez pewności siebie. Myślę, że w sklepach i w internecie powinnyśmy szukać inspiracji, a nie ślepo wzorować się. Mieć w głowie plan i tylko go dopracowywać. Oczywiście warto pytać o rady, bo nie każdy zna się na wszystkim ale tylko po to, żeby lekko zmodyfikować swój pomysł. Nie możemy czekać, aż ktoś za nas coś zrobi, bo to nie będzie nasze, a przecież ślub jest nasz i naszego przyszłego męża, a nie koleżanek, ciotek i sprzedawczyń. 



Jasne, że w tym dniu wygląd jest bardzo ważny. Chcemy wyglądać perfekcyjnie, żeby czuć się najlepiej, ale niestety zauważyłam, że wiele dziewczyn ma z tym, szczególnie w tym dniu, ogromny problem. Wtedy przesadzają ze wszystkim, z krojem sukni, z makijażem, dodatkami i zamiast fajnej, młodej dziewczyny widzimy przy ołtarzu kogoś, kogo czasem nie możemy poznać. Stwierdziłam, że to wszystko wynika z nieświadomości siebie. Z nieświadomości swojej urody i swojej osobowości. Chcą często na siłę zrobić z siebie kogoś kim nie są, a kim chciałyby być. I to właśnie w ten jeden wyjątkowy dzień eksperymentują ze sobą i nie zawsze daje to pozytywny efekt. Pomagałam kiedyś znajomej wybierać sukienkę na wesele koleżanki, szukałam takiej, która podkreśli jej atuty i zakryje wady, a wtedy ona stwierdziła, że jest za młoda, żeby dobierać sukienkę do figury i wzięła tę najmodniejszą z wystawy. Dopiero po czasie stwierdziła, że to nie był najlepszy wybór, ale nie była siebie świadoma w tamtym momencie.

Bywałam na weselach, na których nie znałam wcześniej panien młodych. I ich wizerunek w białej sukni niczego mi nie mówił. Wyglądały jak tysiące innych panien młodych, nie widać było spod makijażu, fryzury i koronek nikogo indywidualnego. Cieżko było mi sobie je wyobrazić, jak wyglądają na co dzień. Były kopiami z salonów ślubnych. Piękne długie włosy zawsze ściśnięte w koku, spryskane grubą warstwą lakieru, żeby broń Boże nie przeszkadzały i nie rozwaliły się podczas całego dnia (a przecież nasza tradycja nakazuje pokazywać piękne długie włosy w czasie ślubu i wesela bo dopiero w czasie oczepin były one ścinane i chowane pod chustą), makijaż w fioletach, bo przecież trzeba umalować się inaczej niż zwykle, mocniej i bardziej wyraziście, mimo że na co dzień nawet tego koloru nie mamy w kosmetyczce, bo go nie lubimy i niezbyt nam pasuje. Suknia obowiązkowo z gorsetem bez ramiączek i bardzo sztywna, rozszerzana do dołu, bo przecież musimy pokazać całe ramiona, mimo że naszym największym atutem są zgrabne nogi i talia. I na szczęscie już coraz częściej odchodzi się od tych zwyczajów, w miastach nie spotka się już takich panien młodych. Widać, że są bardziej świadome tego czego chcą, ale jednak w mniejszych miejscowościach nadal to króluje, często przez nacisk rodziny, bo tak wypada, bo nie wypada skromniej. Zawsze dopiero na drugi dzieńń, kiedy udało mi się zobaczyć pannę młodą w normalnym stroju, zaczynała mi się ona podobać, widziałam jaka jest naprawdę i dostrzegałam jej naturalne piękno.

Zawsze myślałam, ze największym koszmarem przed moim ślubem będzie chodzenie po tych wszystkich salonach z sukniami, mierzenie, kręcenie nosem, szukanie, wybieranie stresowanie się. Jednak mijając kilka wystaw postanowiłąm, że do żadnego takiego sklepu nie wejdę, to tylko strata czasu, wybieranie na siłę, bo i tak nie znajdę niczego idealnego, nawet jeśli będzie w miarę ładna, to tylko w miarę. A ja nie chcę wygladać w miarę ładnie, tylko tak jak sobie to wymarzyłam. Do swojego wyglądu już od dawna podchodzę w sposób świadomy. Wiem, że nie każdy kolor jest dla mnie twarzowy, wiem, że nie każdy fason, nawet ten najmodniejszy, prosto z wybiegu musi pasować do mojej figury i to co w żurnalu wygląda wspaniale na modelce, na mnie wcale nie musi się tak prezentować. Wiem też, jaki makijaż mi pasuje, jakie kolory, jak nie przesadzić, jak podkreślić atuty i zakryć wady. Z tego właśnie powodu nie zajrzałam do żadnego salonu ślubnego, wybierając suknię. Sama ją zaprojektowałam, zwracając uwagę na uwydatnianie zalet i zakrywanie wad oraz na styl vintage. Szukałam inspiracji i porad odnośnie niektórych elementów, ale od dawna wiedziałam, jak ma ona wyglądać. Mamy też z przyszłym mężem w głowie dokładny plan wesela, jego styl, muzykę i dekoracje. Na pewno coś nas zaskoczy, ale tego uniknąć się nie da. Mamy jednak pewność, ża sami siebie nie zaskoczymy w sposób negatywny. 


To pierwszy wpis z cyklu weselnych, bo pewnie trochę ich jeszcze się pojawi. A Wy co sądzicie o tych moich przemyśleniach? Zgadzacie się, czy wręcz przeciwnie?

1 komentarz:

  1. Super to wszystko ujęłaś. Pisałaś o weselu akurat, ale ta kwestia poznania siebie i ogarnięcia czego sie rzeczywiście chce to podstawa, a dużo osób sobie nie zdaje z tego sprawy. Super wpis :)

    OdpowiedzUsuń

Nie bój się smutku, on daje równowagę.

Taki to teraz trochę dziwny czas mamy. Z jednej strony dużo spokoju, czasu z bliskimi, ze sobą, a z drugiej jakiś wewnętrzny niepokój...