czwartek, 28 grudnia 2017

dlaczego nie dotrzymuję postanowień noworocznych


W zeszłym roku pisałam o tym, jak to jest z tymi postanowieniami noworocznymi i dlaczego tak trudno nam ich dotrzymać. Jest to dla nas najmniej naturalny czas na jakiekolwiek zmiany - środek zimy! Komu chciałoby się tak nagle wyłazić spod koca i lecieć na fitness. Zamiast czytać ulubioną książkę, rzucać wszystko i biec na kurs portugalskiego, czy robić jakieś dziwne, nowe dla nas rzeczy tak po prostu, nagle, w środku zimy.

Naturalnym dla nas momentem na zmiany jest coś zgodnego z cyklem przyrody lub z jakimś ważnym wydarzeniem w naszym życiu (rozstanie, przeprowadzka). Dużo prościej jest zacząć uprawiać sport kiedy zaczyna się wiosna, wydłuża się dzień i potrzebujemy zmian. Data Nowego Roku jest ustalona w sposób nienaturalny, dawniej Nowy Rok obchodzono w dniu przesilenia zimowego, kiedy słońce wygrywało walkę z nocą, dzień się wydłużał i miało to jakiś sens lub też na początku wiosny, kiedy świat budził się do życia.

O tym dokładniej pisałam w zeszłym roku (tu), a dzisiaj chciałabym skupić się na kwestii wdrażania postanowień. Mam swój sposób na to, żeby łatwiej było wykonać swój plan działania na kolejny dzień lub postanowienie na dłuższy czas. Chodzi po prostu o to, żeby zacząć wcześniej niż się planowało, żeby chociaż przygotować sobie "podłoże" do zrobienia czegoś. Wiem, że wydaje się trudne i nieosiągalne, ale tak naprawdę wystarczy maleńkie działanie i już jesteśmy ze wszystkim do przodu.

Kiedy miałam przygotować jakąś pracę na studia i planowałam pisać ją od rana, to już poprzedniego dnia przygotowywałam się do tego, szukałam źródeł, czytałam cokolwiek na ten temat w internecie, rozpisywałam "na kolanie", albo chociaż w głowie, wstępny plan, otwierałam edytor tekstu, żeby napisać pierwsze zdanie, lub przynajmniej układałam potrzebne materiały na biurku - niby nic, a naprawdę pomaga, bo na następny dzień siadamy do tego z jakimś planem działania, zamiast zastanawiać się, gdzie mamy książki i od czego zacząć. Oczywiście nie robiłam tak zawsze, bo często po prostu mi się nie chciało i przez to moje "pisanie od rana", wyglądało tak, że zbierałam się do tego pół dnia, a kiedy zasiadałam to dopiero planowałam. Nie mogłam się zmotywować właśnie dlatego, że przerażało mnie to, że nie wiem od czego zacząć i jak ugryźć temat.

Podobnie jest z każdym innym działaniem, planem czy postanowieniem i jedyne, czego się później żałuje, to to, że nie zaczęło się wcześniej, bo z dobrym przygotowaniem, budując coś konsekwentnie cegiełka po cegiełce jesteśmy w stanie w tym wytrwać długo, tyle ile chcemy. A to właśnie o wytrwanie, a nie samo zaczęcie nam chodzi najbardziej, prawda?

Powolne wdrażanie postanowienia sprawia, że staje się ono dla nas naturalną częścią życia. Gdybym tak z dnia na dzień podjęła jakąś decyzję bez przygotowania fizycznego, czy psychicznego to pewnie już bym to porzuciła. A tak, dopiero za dwa tygodnie nowy rok, a ja już jestem ponad miesiąc do przodu z moimi postanowieniami i mimo iż nie mam postanowień noworocznych to mogę z dumą stwierdzić w nowy rok, że jestem na lepszej pozycji niż ci, którzy dopiero coś planują. Bo zaczęłam wdrażać swoje działania wtedy, kiedy poczułam, że to TEN MOMENT.

Jeśli planujesz zacząć coś wdrażać od pierwszego stycznia, zacznij już kilka dni przed - przygotuj potrzebne rzeczy, poznaj miejsca, zapisz się lub zakup potrzebne materiały, sprawdź jak ci idzie, czego potrzebujesz, tak, żeby w dniu rozpoczęcia realizacji nic nie stanęło na przeszkodzie. I kiedy zaczniesz wcześniej, pierwszego stycznia będziesz już przy kolejnym dniu i z małą wprawą, wtedy trudniej będzie ci się złamać.

Czas i tak płynie, a może płynąć jednocześnie z realizacją naszych planów. Pomyśl, że gdybyś zaczął miesiąc temu, czasu upłynęłoby tyle samo a ty byłbyś już miesiąc do przodu z dietą, ćwiczeniami, angielskim albo pracą dyplomową. Czas i tak upłynie.

I ostatnia istotna rzecz, która mi pomaga to nie patrzenie na cel, a na drogę do niego. Cieszenie się z każdego stawianego kroku i skupianie w danym momencie właśnie na nim. To jak z chodzeniem po górach, kiedy patrzymy pod nogi, albo kilka metrów przed siebie, skupiamy się na drodze i nagle osiągamy cel. A kiedy od samego początku patrzymy na szczyt, wydaje nam się bardzo odległy, zaczynamy wątpić, sama droga nie daje nam satysfakcji tylko zmęczenie. Wtedy żyjemy tylko celem i omija nas to co najlepsze - omija nas nasze życie.


4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. To chyba już teraz to jest styl życia, a nie postanowienie?

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba to podejście, takie maleńkie oszustwo wobec mózgu - programujemy się na rozpoczęcie zadania :) bardzo jest też sugestywny obraz, że jesteśmy do przodu już na starcie, jeśli inni czekają do 1 stycznia! Postaram się to zapamiętać, chociaż sama lubię 01.01. - styczeń to jedyny "moment", kiedy naprawdę udaje mi się wprowadzić jedno jedyne postanowienie z sukcesem - cukrowy detoks. Trwa to co roku do Tłustego Czwartku - dobre i to... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie. Dla mnie początek roku to zazwyczaj czas kryzysu i właśnie gdybym wcześniej nie zaczęła pewnych rzeczy, na pewno nie zaczęłabym ich teraz. A tak, to tylko je kontynuuję.

      Usuń

Nie bój się smutku, on daje równowagę.

Taki to teraz trochę dziwny czas mamy. Z jednej strony dużo spokoju, czasu z bliskimi, ze sobą, a z drugiej jakiś wewnętrzny niepokój...