środa, 31 grudnia 2014

przyjaciele z dzieciństwa


Zauważyłam ostatnio,że ludzie,którzy mają przyjaciół. Takich prawdziwych, których się nie wstydzą, z którymi spędzają dużo czasu, w różnych sytuacjach - wspólne wyjazdy, mieszkanie, ciągłe spędzanie czasu. Zauważyłam, że ci ludzie mają w życiu większą swobodę, dystans do siebie i do świata, czują się bardziej dowartościowani i mniej myślą o tym jak wyglądają, czy jak się zachowują.

Widzę to po wielu znajomych i po sobie. Już w podstawówce to widziałam. Ja wtedy nie miałam jeszcze takich prawdziwych przyjaciół, z którymi spędzałam każde popołudnie i czułam się czasem q towarzystwie obco. Zważałam na to jak wyglądam i jak się zachowuję, żeby robić dobre wrażenie. Dzieci, które od rana do nocy biegały pod blokami z rówieśnikami, nie miały tych problemów. Czuły, że są akceptowane i nie obchodziło je to, czy są brudne, miłe i ładne.

Dopiero później, kiedy spotkałam moich ludzi, wszystko się zmieniło. Nawet, gdy nie ma ich przy mnie, wiem, że ich mam i to dodaje pewności siebie, samoakceptacji.

Jednak ten czas, kiedy ich nie było, nauczył mnie pokory. Nie byłam rozwydrzonym dzieckiem, które wszystko ma gdzieś. Zaczęłam doceniać ludzi i prawdziwe przyjaźnie. To, co przychodzi łatwo, nie uczy.

wtorek, 23 grudnia 2014

wytrwałości


Uczę się wytrwałości. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie jak ważna jest ona w dążeniu do czegokolwiek. W ogóle w robieniu czegokolwiek. Odkryłam, że nic nie przychodzi samo, ani łatwo. Na wszystko trzeba mniej lub więcej pracować i przede wszystkim być wytrwałym. Tak, tak. Ja tego wcześniej nie wiedziałam.

Kiedyś tego nie rozumiałam. Robiłam tylko to, na co miałam ochotę i wenę do tworzenia, i przestawałam, kiedy chciałam. Wiadomo, są rzeczy, których bez weny się nie da, ale samo ćwiczenie i powtarzanie już jej nie wymaga, a daje niezbędną wprawę. Teraz wiem, że często trzeba nad czymś posiedzieć do bólu. Ćwiczyć, męczyć, poprawiać.

Tak naprawdę, to ja dopiero zaczynam się uczyć życia... Ćwiczę, męczę i poprawiam.

sobota, 20 grudnia 2014

bułka


Są takie momenty, kiedy wszystko się wali. Nic nie dzieje się po mojej myśli i jedyne co chcę wtedy zrobić to schować się pod kołdrą i przeczekać ten czas. Kiedyś się tak dało, ale teraz niestety to już nie wystarcza. Nie pomaga też alkohol i czekolada. Pojawia się za to żal i wyrzuty sumienia, a na dodatek jeszcze poczucie obowiązku.

I czekam, aż to przeczekam, ale jakoś mi to nie wychodzi i jest coraz gorzej. Do działania trudno się zabrać, ale zmuszanie się też czasem pomaga. 

W wszystkim trzeba widzieć sens. Nawet w najmniejszej czynności. I trzeba też mieć dla kogo coś robić, bo nie umiem żyć dla siebie. Nie wolno i nie powinno się żyć tylko dla siebie. Ale można. Tylko po co. 

I wmawiam sobie, że to serce na spodzie bułki nie powstało przez przypadek.

Nie bój się smutku, on daje równowagę.

Taki to teraz trochę dziwny czas mamy. Z jednej strony dużo spokoju, czasu z bliskimi, ze sobą, a z drugiej jakiś wewnętrzny niepokój...